Na przełomie wieków Telewizja Polska emitowała serial pt. „Święta Wojna”. Opowiadał on o losach popularnego Bercika, czyli Huberta Dwornioka, a także jego kolegi z wojska, Zbyszka. Panowie ciągle popadali w kłopoty, nieudane biznesy, problemy. Jeden głupszy od drugiego. Serial niby prosty, a jednak pokochany przez miliony Polaków. W czym tkwił jego sukces?

Zacznijmy od tego, że serial Święta Wojna był produkcją niskobudżetową. W wielu scenach zabrakło dubli, kręcono wręcz na „żywca”, często bez statystów, a na ulicy po prosty byli widoczni gapie. Nie przeszkadzało to jednak, by stworzyć lekką, przyjemną i śmieszną komedię. 


Akcja serialu toczyła się w Katowicach i oddawała mocno klimaty śląskiego społeczeństwa, tego zdecydowanie biednego. Bercik mieszkał z żoną Andzią w starej kamienicy, a na weekendy przyjeżdżał do nich Zbyszek, kolega Bercika z wojska. Ten pierwszy miał ciągle nowe pomysły, jeden bardziej głupi oraz irracjonalny. Zbyszek, niby mądrzejszy, ale tak naprawdę wchodził we wszystko, co wymyślił jego kolega. Razem tworzyli jednak duet nie do podrobienia, porównywalny trochę do tego z Miodowych Lat, gdzie Karol tworzył go z Tadeuszem Norkiem. Bardzo podobna koncepcja. 


Dlaczego widzowie pokochali Świętą Wojnę, mimo licznych błędów reżyserskich, a także merytorycznych? Przede wszystkim dlatego, bo był normalny. Abstrahując od humoru, opowiadał o losach zwykłych, biednych ludzi, pełnych jednak wielu marzeń i tęsknoty za lepszym jutrem. Nie pozbawiało ich to natomiast szczęścia. Rodzina Dwornioków się kochała. 


Do tego dochodził oczywiście prosty, ale specyficzny humor, trochę śląskiej gwary, przepychanki śląsko-warszawskie, czyli tzw. święta wojna właśnie. Przyjaciele, którzy co rusz się kłócili, ale jednocześnie nie mogli bez siebie żyć. Głupkowaty humor, ale jakże prosty w odbiorze dla każdego widza. Do tego aktorzy i bohaterowie, jak Karlikowa, emerytka, sąsiadka Bercika, ale także Ernerst – szwagier Bercika oraz inni, jak Alojz, właściciel szynku i jego stali klienci, Gerard oraz Kipuś. To wszystko oddawało bardzo ciekawą atmosferę. 


Co ciekawe, cała akcja serialu toczyła się w prawdziwej kamienicy przy ulicach Żwirki i Wigury oraz Mari Curie-Skłodowskiej (w serialu Bercik meldował się przy Korfantego 13 m.6). Nawet pomieszczenie szynku u Alojza czy wszelkie biura Ernesta, to wszystko odbywało się w jednym z pokojów wspomnianej kamienicy. W kilkunastu odcinkach serial wyjechał jednak w plener. Bohaterowie pojawiali się w Brennej, w Zamku Czocha, w Dworku pod Kiermusami, w chorzowskim zoo oraz wesołym miasteczku, na działkach w Świętochłowicach, na Giszowscu, a nawet na Dolnym Śląsku w ośrodku wypoczynkowym w Jarnołtówku (aż trzy odcinki z rzędu). Co ciekawe, akcje plenerowe były znakomite i nadawały kolorytu. 


Świętą Wojnę pokochały miliony i co ważne, do dzisiaj wielu do niej wraca. Powtórki można obejrzeć w telewizji, odcinki są też regularnie dodawane na serwisie YouTube. Ludzie wymieniają swoje poglądy w komentarzach i w większości są one bardzo pozytywne. Tęskni się za takimi prostymi serialami, choć zapewne, ze względu na poprawność polityczną, aktualnie byłoby trudno je emitować w ogólnodostępnych kanałach. Wtedy jednak nikt się tym nie przejmował. Nie sądzę też, by ktokolwiek obrażał się na przykład tym, że często pojawiało się słowo „murzyn”. Czasu się jednak zmieniają, a Święta Wojna zostaje w sercach i sentymentach widzów.